Od[ ]nowa
2020 to rok końca świata, jaki znamy. Pożary, powodzie, szarańcze, zaostrzenie konfliktów zbrionych (chociażby Iranu z USA), pandemia, wybory, kometa (ta jeszcze nic nam nie zrobiła). W naszej bardziej lokalnej rzeczywistości miliony ludzi straciły pracę, podejrzewam, że drugie tyle pracuje zdalnie. Wielkie firmy rozważają, by przynajmniej część pracowników mogła nigdy już nie wracać do biur. Ludzie zdają egzaminy, a nawet bronią tytułu magistra zdalnie (gratuluję!). Świat, w jakim uczyliśmy się żyć, skończył się.
Wyznaję taką życiową zasadę, by nie mówić na głos (a przynajmniej nie naiwnie i szczerze) “czy może być gorzej?”. Zawsze może. Życie Ci to pokaże.
Nastąpił więc kolejny personalny cios. Soup.io, portal, który był ze mną 11 lat, który był moim źródłem memów, uśmiechu, odpoczynku od pracy wymagającej skupienia, chwilą oddechu, źródłem wspaniałych znajomości, doskonałym komentarzem do otaczającej rzeczywistości i najprawdopodobniej najszybciej reagującą memami społecznością, jaką znam… wszystko to też przestaje istnieć.
Pozostało mi na szybko napisać skrypt potafiący zrobić backup zupy. Wszystkie posty skatalogowane w pliku JSON, dociągnięte jakimś konsolowym bash-fu obrazki i… co dalej?
Bardzo dziękuję też społeczności zupowiczów za zostanie razem do końca.
Tak oto reaktywowałem utrzymywanie jakiegoś wordpressa. Bo był i stary, ale to aż wstyd z tymi moimi nastoletnimi postami i zaraźliwie przejętym nadużywaniem emotikonów i różnych zwrotów sprzed dwóch dekad.
Co z backupem zupy? Gdzie nowy początek?
Mam taki pomysł, że może mógłby to być plugin do wordpressa pozwalający stworzyć taką zupową “federację blogów”, reposty robiłyby pingback, i tak dalej. Czemu tak? Bo WordPressa może utrzymywać każdy sam i nikt mu nie powie “sorry, nie opłaca nam się, więc twoja strona przestaje istnieć”. Za mało reklam powiększania penisa.